sobota, 17 grudnia 2011

Zwycięska praca Marudy:)

Witam was kochani w ten sobotni wieczór. Zgodnie z tym, co wcześniej obiecałam, przedstawiam wam pracę, która wygrała w mojej wygrywajce. Miłego czytania!

Laponia 23.12.2011 r.
Mikołaj wraz z elfami kończą już pakowanie prezentów:
-Czy mi się wydaje, czy prezentów jest więcej niż w zeszłym roku?
-To nie słyszałeś Mikołaju? Ludzi jest już siedem milionów, dlatego jest więcej prezentów.
-Jeśli tak dalej pójdzie, to będę musiał pracować cały rok, żeby się wyrobić do świąt. A tak w ogóle, jak tam notowania?
-Troszkę spadły.
-Jak to troszkę spadły? Przecież, jak mówiłeś przed chwilą że, ludzi jest więcej, powinny wzrosnąć. Pewnie twoi koledzy coś pomylili.
-Ależ Mikołaju, konkurujemy z dwoma wielkimi firmami.
-A jakimi to?
-Apple i Red bull. Dzieci nie chcą teraz lalek czy samochodzików, tylko jakieś t-a-b-l-e-t-y. A red bull ożywia ciało i umysł. Pamiętasz może Mikołaju co stało się z bocianami?
-Przynajmniej pomaga nam jeszcze coca-cola. Ale nie martwmy się teraz, w końcu niedługo święta!- mówiąc to Mikołaj dźwignął się z fotela.
-A teraz zróbcie sobie małą przerwę. Jutro ciężki dzień, musicie odpocząć. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik!
-Twój strój też, ale nie wydaje mi się, żeby dał radę. Przytyłeś ostatnio – Powiedziała Mikołajowa, która znienacka pojawiła się w drzwiach warsztatu.
-Oj tam, oj tam. Przelecę cały świat to schudnę trochę. Na rozgrzewkę zacznę od Polski.
-Jeśli znów wezmą cię za kibola, to obiecuję, że więcej nie pozwolę ci tam latać – powiedziała i wyszła, bo w kuchni słychać było dzwonek piekarnika. Mikołajowa miała trochę racji, ostatni Mikołaj prawie stracił renifera w Polsce, ale to było parę ładnych lat temu. Pewnie coś się zmieniło. Rozmyślał jeszcze trochę, ale przez to myślenie zgłodniał. Wiedział, że nie powinien nic jeść, w końcu jest na diecie, ale… te ciastka… Tak pięknie pachniały… Jedno nic nie zrobi. No może dwa. A co tam, jest dorosły! Zje sobie cały talerz, nikt się nie dowie.

Następnego dnia wstał wcześniej niż zazwyczaj. Ubrał się w swój mikołajowy, czerwony strój (rzeczywiście troszkę się nie dopinał) i poszedł do garażu, gdzie czekały już na niego sanie. Elfy wypolerowały je dokładnie, wymieniły tapicerkę, przygotowały renifery… jednymi słowy odwaliły kawał dobrej roboty. Mikołaj był naprawdę zadowolony. Worek z prezentami był dobrze przymocowany, więc nie było obaw, że coś pójdzie nie tak, jak trzeba. Do odlotu pozostało zaledwie 20 minut. Sanie ustawiono przodem do drzwi. Mikołaj zajął miejsce w saniach i założył gogle. Zaczęto odliczanie
10… 9… 8… 7… 6… 5… 4… 3… 2… 1, START. Renifery ruszyły a sanie oderwały się od ziemi. Mikołaj odwrócił się i pomachał na pożegnanie całej hordzie elfów. Do Polski miał zaledwie 30 minut drogi.
Ani się obejrzał już przelatywał nad Krakowem. Postanowił zacząć jednak od Warszawy. Najgłośniejsze miasto wolał mieć na sam początek. Drogę umilały mu piosenki świąteczne śpiewane przez dzieci gdzieś w dole.
Zahamował sanie przy małym domku jednorodzinnym na obrzeżach miasta. Komin był jakiś mniejszy niż zapamiętał Mikołaj . Ostrożnie stanął na dachu i kazał reniferom ukryć sanie. Włożył jedną nogę do komina, potem drugą i… i tyle. Brzuch wszedł do połowy, a cała reszta Mikołaja została n zewnątrz. Fatalnie! Komin był na tyle wysoki, że wystającego Mikołaja widać było z okien sąsiadujących domów.
Nagle oślepiły go reflektory. Usłyszał trzask zamykanych drzwi.
-Ja ci dam złodzieju jeden! – Mężczyzna wykrzyczał jeszcze kilka zdań, ale z wiadomych względów Mikołaj ich nie powtórzył. Podbiegł do drzwi domu i zapukał…

Piętnaście minut później. Studio TVN:

-Z ostatniej chwili! Pewien otyłego mężczyznę z siwą brodą, przyłapano na próbie włamania. Jest on ponoć przebrany za świętego Mikołaja. Straż pożarna wyruszyła, mężczyzna bowiem nie jest w stanie wydostać się z komina. Co o tym sądzi psycholog, pani Patrycja Dziwoza?
-Cóż, wariatów nie brakuje. Mężczyzna przedawkował alkohol, którego pewnych ludzi nie brakuje na świątecznych stołach i przyszło mu do głowy, że jest świętym Mikołajem. Można też podejrzewać rozdwojenie jaźni, lub skrzywienie zawodowe. Ale kto wie, czy w grzybowej nie było grzybków halucynogennych? Wyjaśnień jest wiele, moim zdaniem mężczyzna po prostu nie mógł przepuścić okazji zepsucia komuś świąt kradzieżą.
-Dziękuję Patrycjo. Do sprawy wrócimy za chwilę. A teraz…

W tym samym momencie, Laponia:

-Co?! – Krzyknęła Mikołajowa. Zerwała się z fotela bujanego i pobiegła do warsztatu. Elfy grały w karty. Chyba w pokera, ale Mikołajowa mało się tym przejmowała.
-Słyszeliście co się dzieje w Polsce?
-Epidemia?
-Zamieszki?
-Strajki?
-Zabrakło makowca Mikołajowo.
-Nie obchodzi mnie makowiec. Mój mąż zaklinował się w kominie a policja wzięła go za włamywacza! Zróbcie no coś! – Wszystkie elfy rzuciły karty i pobiegły do telewizora. Akurat pokazywali, jak straż pożarna wyciąga Mikołaja.
-Szybko plan B! - Krzyknął jeden. Mikołajowa kompletnie nie wiedziała o co chodzi z tym całym „planem B”. Wiedziała jedynie, że trzeba zastąpić Mikołaja. Elfy zaczęły szykować turbo sanie – trzy razy szybsze niż te tradycyjne, ale i trzy razy mniejsze. W tym samym czasie jeden z elfów pryskał czymś lustro. Po chwili, kiedy tafla zafalowała, z lustra wyszedł… Mikołaj! Może nie ten sam Mikołaj miał bowiem wszystko na opak - brodę czarną, strój niebieski itp. Elfy nazywały go Mikołajem 2, ale Mikołajową zawsze przerażał.

Posterunek policji, Warszawa:

-Myślisz, że jak Gwiazdka to ci darujemy co? Panie święty?
-Panowie, ja tylko… eee… sprawdzałem przewody… podłączałem kablówkę…
-Tak, jasne, a my chcielibyśmy mieć już wolne, więc mów pan, na jaką cholerę się wdrapałeś na ten dach! W Święta!
-Gdybym panom powiedział nie uwierzylibyście.
-Więc pan też nie uwierzy. Zabierzemy pana teraz do izolatki, może tam przyjdzie ochota do wyjaśnień. Porozmawiamy jutro. Mam dość jak na dzisiaj. Kamil, zabierz go.
Przez głowę Mikołaja krążyły teraz najgorsze myśli. Mniejsza o zostawione sanie, prezenty, elfy i święta. Co mu zrobi Mikołajowa…
Wpakowano go do ciasnego, ciemnego pomieszczenia. Pachniało tam dziwnie, jakby stęchlizną. Zrezygnowany Mikołaj usiadł na taborecie. W kieszeni nadal miał małą paczuszkę dla Ani. Zastanawiał się teraz co ze świętami, kto mu pomoże. Przecież nikogo tu nie zna.
Nagle, zza ściany usłyszał znajomy głos – jego głos.
-Mikołaju, jesteś tu? – To był Mikołaj 2. Jego klon, w pewnym sensie. Zerwał się na nogi i zaczął walić w drzwi. Chwilę później usłyszał brzęknięcia zamka. Światło go trochę oślepiło, nie zdawał sobie sprawy, że może być tak jasno.
-Idziemy, mamy dwugodzinne opóźnienie.
Mikołaj i Mikołaj2 szli ramię w ramię . Na dworze czekały na nich turbo sanie z dwoma elfami.
-Mikołaj!- Krzyknęły naraz.

Następnego dnia. Laponia:
-Niesamowite. Jak cię wyciągnęli z więzienia? Przecież tam czekali policjanci.
-Powiedzmy, że elfom nie brak pomysłów. Wmówiły im, że to wszystko pomyłka. I tak mamy dobry wynik. Cały świat obskoczyłem w zaledwie 21 godzin! To spore osiągnięcie. Chyba czuję, że ubyło mnie tu i tam.
-Wiesz, powinnam rzadziej piec ciastka. Przez nie i przez twój brak silnej woli, prawie odwołano święta!
-To nie wina ciastek, tylko mojej skłonności do tycia.
-Nie ważne. Skończmy już ten temat. A w ogóle co elfy nagadały policjantom?

Polska. Studio TVN:

Wracamy do sprawy pseudo Mikołaja.
Wczoraj, na obrzeżach Warszawy, późnym wieczorem aresztowano mężczyznę, który chcąc dostać się do mieszkania utknął w kominie. Myślano, że zrobił to pod wpływem alkoholu, lub był zwyczajnym złodziejem, okazało się jednak, że mężczyzna ten był jednym z lekarzy szpitala, w którym leczono ciężko chorą Anię Kosę. Dziewczynka ta, chora na raka mieszkała w szpitalu dwa lata. Chcąc zrobić jej niespodziankę, lekarz przebrał się za Mikołaja. Chyba jednak pomysł był niezbyt trafiony. Wejście oknem byłoby lepszym rozwiązaniem. Warszawska policja przeprasza za niepotrzebne aresztowanie. Szczegóły już za chwilę…

3 komentarze: