czwartek, 29 grudnia 2011

"Taja z Jaśminowej" Adriana Szymańska


Adriana Szymańska to poetka, eseistka, a także krytyk literacki. Debiutowała zbiorem wierszy „Nieba codzienności” (1968). Dla dzieci napisała także książkę „Najpiękniejszy psi uśmiech i inne zwierzenia”. Pierwotnie wydaną w 1988 roku „Taję z Jaśminowej” postanowiło wznowić wydawnictwo W.A.B. To właśnie z tym nowym wydaniem miałam okazję niedawno się zetchnąć.

„Taja tak naprawdę ma na imię Natalia. (…) początkowo złościła się, kiedy mama, Duży, a nawet babcia postanowili też tak ją nazywać. Ale teraz już się przyzwyczaiła. Uważa, że to nawet ładnie brzmi (…) Niedawno to zdrobnienie dotarło do szkoły. W klasie mówi się teraz o niej-Taja z Jaśminowej. Z pewnością dlatego, że Taja prawie każdą swoją wypowiedź zaczyna od słów: U nas na Jaśminowej…”*

Taja jest to z pozoru normalna dziewczynka. Mieszka w domku przy ulicy Jaśminowej z mamą, tatą, babcią i małym braciszkiem Daszem. Ma jednak niezwykły dar: zawsze dojrzy to, czego inni, a zwłaszcza wiecznie zabiegani dorośli zobaczyć nie mogą. Wystarczy bowiem się tylko dobrze przyjrzeć, aby wypatrzeć hasające po trawie, czy drzewach takie istotki jak: słończyki, galopki, zjawinki, tęczynki.

Natalia ma jednak także ogromne zmartwienia. Największym chyba jest to, że rodzice pragną się w najbliższym czasie wyprowadzić z jej ukochanego domku przy ulicy Jaśminowej. Przecież nie może tu zostawić swoich małych przyjaciół! Nowe miejsce zamieszkania dziewczynki to mieszkanie w bloku, nie będzie tam miejsca na zabawy oraz pięknego lasu do którego tak lubiła chodzić…

Ciekawą postacią w bajce jest Dziadek Filip. Nie jest to prawdziwy dziadek Natalii. Dziewczynka jednak bardzo się z nim zaprzyjaźniła, a wręcz pokochała go jakby naprawdę był członkiem jej rodziny. On jako jedyny z dorosłych rozumie Taję, to właśnie jemu dziewczynka może opowiedzieć o przygodach, jakie przeżyła w świecie małych istotek. On nie wyśmiewa się z niej i jej wyobraźni, a nawet przeciwnie-pomógł Tai uratować biednego, małego galopka przed wyschnięciem.

Od pierwszej chwili trzymania w ręku „Tai z Jaśminowej” moją uwagę przykuło bardzo ładne wydanie książki. Piękne ilustracje sprawiają, że dzieci na pewno chętniej zabiorą się za czytanie. Martwią mnie jednak tytuły rozdziałów zapisane fajną, wymyślną czcionką. Zdarzyło mi się mieć mały problem z ich rozszyfrowaniem. Dla dzieci zaczynających swoją przygodę z czytaniem może być to mały problem.

Jak ja mam wystawić ocenę punktową tej książce? Wiele osób miało z tą bajką do czynienia w dzieciństwie. Ja nie miałam takiego szczęścia, tym bardziej byłam zadowolona, że przeczytałam ją teraz. Dla mnie była to niezwykła opowieść. Pełna magii, tajemniczości. Ale czy „Taja z Jaśminowej” spodoba się maluchom tak bardzo jak spodobała się mnie? Szczerze mówiąc (czy też pisząc:) nie jestem o tym do końca przekonana. Dlaczego? Nie jest to pusta bajeczka podobna do tych, które teraz tak bardzo podobają się najmłodszemu pokoleniu. Mimo wszystko myślę, że znajdą się jeszcze na tym świecie dzieci, które pokochają „Taję z Jaśminowej”

Moja ocena: 9/10

* fragment książki „Taja z Jaśminowej” Adriany Szymańskiej


Książkę otrzymałam od księgarni Matras. Serdecznie dziękuję!

sobota, 17 grudnia 2011

Zwycięska praca Marudy:)

Witam was kochani w ten sobotni wieczór. Zgodnie z tym, co wcześniej obiecałam, przedstawiam wam pracę, która wygrała w mojej wygrywajce. Miłego czytania!

Laponia 23.12.2011 r.
Mikołaj wraz z elfami kończą już pakowanie prezentów:
-Czy mi się wydaje, czy prezentów jest więcej niż w zeszłym roku?
-To nie słyszałeś Mikołaju? Ludzi jest już siedem milionów, dlatego jest więcej prezentów.
-Jeśli tak dalej pójdzie, to będę musiał pracować cały rok, żeby się wyrobić do świąt. A tak w ogóle, jak tam notowania?
-Troszkę spadły.
-Jak to troszkę spadły? Przecież, jak mówiłeś przed chwilą że, ludzi jest więcej, powinny wzrosnąć. Pewnie twoi koledzy coś pomylili.
-Ależ Mikołaju, konkurujemy z dwoma wielkimi firmami.
-A jakimi to?
-Apple i Red bull. Dzieci nie chcą teraz lalek czy samochodzików, tylko jakieś t-a-b-l-e-t-y. A red bull ożywia ciało i umysł. Pamiętasz może Mikołaju co stało się z bocianami?
-Przynajmniej pomaga nam jeszcze coca-cola. Ale nie martwmy się teraz, w końcu niedługo święta!- mówiąc to Mikołaj dźwignął się z fotela.
-A teraz zróbcie sobie małą przerwę. Jutro ciężki dzień, musicie odpocząć. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik!
-Twój strój też, ale nie wydaje mi się, żeby dał radę. Przytyłeś ostatnio – Powiedziała Mikołajowa, która znienacka pojawiła się w drzwiach warsztatu.
-Oj tam, oj tam. Przelecę cały świat to schudnę trochę. Na rozgrzewkę zacznę od Polski.
-Jeśli znów wezmą cię za kibola, to obiecuję, że więcej nie pozwolę ci tam latać – powiedziała i wyszła, bo w kuchni słychać było dzwonek piekarnika. Mikołajowa miała trochę racji, ostatni Mikołaj prawie stracił renifera w Polsce, ale to było parę ładnych lat temu. Pewnie coś się zmieniło. Rozmyślał jeszcze trochę, ale przez to myślenie zgłodniał. Wiedział, że nie powinien nic jeść, w końcu jest na diecie, ale… te ciastka… Tak pięknie pachniały… Jedno nic nie zrobi. No może dwa. A co tam, jest dorosły! Zje sobie cały talerz, nikt się nie dowie.

Następnego dnia wstał wcześniej niż zazwyczaj. Ubrał się w swój mikołajowy, czerwony strój (rzeczywiście troszkę się nie dopinał) i poszedł do garażu, gdzie czekały już na niego sanie. Elfy wypolerowały je dokładnie, wymieniły tapicerkę, przygotowały renifery… jednymi słowy odwaliły kawał dobrej roboty. Mikołaj był naprawdę zadowolony. Worek z prezentami był dobrze przymocowany, więc nie było obaw, że coś pójdzie nie tak, jak trzeba. Do odlotu pozostało zaledwie 20 minut. Sanie ustawiono przodem do drzwi. Mikołaj zajął miejsce w saniach i założył gogle. Zaczęto odliczanie
10… 9… 8… 7… 6… 5… 4… 3… 2… 1, START. Renifery ruszyły a sanie oderwały się od ziemi. Mikołaj odwrócił się i pomachał na pożegnanie całej hordzie elfów. Do Polski miał zaledwie 30 minut drogi.
Ani się obejrzał już przelatywał nad Krakowem. Postanowił zacząć jednak od Warszawy. Najgłośniejsze miasto wolał mieć na sam początek. Drogę umilały mu piosenki świąteczne śpiewane przez dzieci gdzieś w dole.
Zahamował sanie przy małym domku jednorodzinnym na obrzeżach miasta. Komin był jakiś mniejszy niż zapamiętał Mikołaj . Ostrożnie stanął na dachu i kazał reniferom ukryć sanie. Włożył jedną nogę do komina, potem drugą i… i tyle. Brzuch wszedł do połowy, a cała reszta Mikołaja została n zewnątrz. Fatalnie! Komin był na tyle wysoki, że wystającego Mikołaja widać było z okien sąsiadujących domów.
Nagle oślepiły go reflektory. Usłyszał trzask zamykanych drzwi.
-Ja ci dam złodzieju jeden! – Mężczyzna wykrzyczał jeszcze kilka zdań, ale z wiadomych względów Mikołaj ich nie powtórzył. Podbiegł do drzwi domu i zapukał…

Piętnaście minut później. Studio TVN:

-Z ostatniej chwili! Pewien otyłego mężczyznę z siwą brodą, przyłapano na próbie włamania. Jest on ponoć przebrany za świętego Mikołaja. Straż pożarna wyruszyła, mężczyzna bowiem nie jest w stanie wydostać się z komina. Co o tym sądzi psycholog, pani Patrycja Dziwoza?
-Cóż, wariatów nie brakuje. Mężczyzna przedawkował alkohol, którego pewnych ludzi nie brakuje na świątecznych stołach i przyszło mu do głowy, że jest świętym Mikołajem. Można też podejrzewać rozdwojenie jaźni, lub skrzywienie zawodowe. Ale kto wie, czy w grzybowej nie było grzybków halucynogennych? Wyjaśnień jest wiele, moim zdaniem mężczyzna po prostu nie mógł przepuścić okazji zepsucia komuś świąt kradzieżą.
-Dziękuję Patrycjo. Do sprawy wrócimy za chwilę. A teraz…

W tym samym momencie, Laponia:

-Co?! – Krzyknęła Mikołajowa. Zerwała się z fotela bujanego i pobiegła do warsztatu. Elfy grały w karty. Chyba w pokera, ale Mikołajowa mało się tym przejmowała.
-Słyszeliście co się dzieje w Polsce?
-Epidemia?
-Zamieszki?
-Strajki?
-Zabrakło makowca Mikołajowo.
-Nie obchodzi mnie makowiec. Mój mąż zaklinował się w kominie a policja wzięła go za włamywacza! Zróbcie no coś! – Wszystkie elfy rzuciły karty i pobiegły do telewizora. Akurat pokazywali, jak straż pożarna wyciąga Mikołaja.
-Szybko plan B! - Krzyknął jeden. Mikołajowa kompletnie nie wiedziała o co chodzi z tym całym „planem B”. Wiedziała jedynie, że trzeba zastąpić Mikołaja. Elfy zaczęły szykować turbo sanie – trzy razy szybsze niż te tradycyjne, ale i trzy razy mniejsze. W tym samym czasie jeden z elfów pryskał czymś lustro. Po chwili, kiedy tafla zafalowała, z lustra wyszedł… Mikołaj! Może nie ten sam Mikołaj miał bowiem wszystko na opak - brodę czarną, strój niebieski itp. Elfy nazywały go Mikołajem 2, ale Mikołajową zawsze przerażał.

Posterunek policji, Warszawa:

-Myślisz, że jak Gwiazdka to ci darujemy co? Panie święty?
-Panowie, ja tylko… eee… sprawdzałem przewody… podłączałem kablówkę…
-Tak, jasne, a my chcielibyśmy mieć już wolne, więc mów pan, na jaką cholerę się wdrapałeś na ten dach! W Święta!
-Gdybym panom powiedział nie uwierzylibyście.
-Więc pan też nie uwierzy. Zabierzemy pana teraz do izolatki, może tam przyjdzie ochota do wyjaśnień. Porozmawiamy jutro. Mam dość jak na dzisiaj. Kamil, zabierz go.
Przez głowę Mikołaja krążyły teraz najgorsze myśli. Mniejsza o zostawione sanie, prezenty, elfy i święta. Co mu zrobi Mikołajowa…
Wpakowano go do ciasnego, ciemnego pomieszczenia. Pachniało tam dziwnie, jakby stęchlizną. Zrezygnowany Mikołaj usiadł na taborecie. W kieszeni nadal miał małą paczuszkę dla Ani. Zastanawiał się teraz co ze świętami, kto mu pomoże. Przecież nikogo tu nie zna.
Nagle, zza ściany usłyszał znajomy głos – jego głos.
-Mikołaju, jesteś tu? – To był Mikołaj 2. Jego klon, w pewnym sensie. Zerwał się na nogi i zaczął walić w drzwi. Chwilę później usłyszał brzęknięcia zamka. Światło go trochę oślepiło, nie zdawał sobie sprawy, że może być tak jasno.
-Idziemy, mamy dwugodzinne opóźnienie.
Mikołaj i Mikołaj2 szli ramię w ramię . Na dworze czekały na nich turbo sanie z dwoma elfami.
-Mikołaj!- Krzyknęły naraz.

Następnego dnia. Laponia:
-Niesamowite. Jak cię wyciągnęli z więzienia? Przecież tam czekali policjanci.
-Powiedzmy, że elfom nie brak pomysłów. Wmówiły im, że to wszystko pomyłka. I tak mamy dobry wynik. Cały świat obskoczyłem w zaledwie 21 godzin! To spore osiągnięcie. Chyba czuję, że ubyło mnie tu i tam.
-Wiesz, powinnam rzadziej piec ciastka. Przez nie i przez twój brak silnej woli, prawie odwołano święta!
-To nie wina ciastek, tylko mojej skłonności do tycia.
-Nie ważne. Skończmy już ten temat. A w ogóle co elfy nagadały policjantom?

Polska. Studio TVN:

Wracamy do sprawy pseudo Mikołaja.
Wczoraj, na obrzeżach Warszawy, późnym wieczorem aresztowano mężczyznę, który chcąc dostać się do mieszkania utknął w kominie. Myślano, że zrobił to pod wpływem alkoholu, lub był zwyczajnym złodziejem, okazało się jednak, że mężczyzna ten był jednym z lekarzy szpitala, w którym leczono ciężko chorą Anię Kosę. Dziewczynka ta, chora na raka mieszkała w szpitalu dwa lata. Chcąc zrobić jej niespodziankę, lekarz przebrał się za Mikołaja. Chyba jednak pomysł był niezbyt trafiony. Wejście oknem byłoby lepszym rozwiązaniem. Warszawska policja przeprasza za niepotrzebne aresztowanie. Szczegóły już za chwilę…

piątek, 16 grudnia 2011

Wyniki wygrywajki!

Witam wszystkich i bardzo przepraszam, że tak długo was przetrzymałam:).

Do wygrywajki zgłosiło się 21 osób, lecz, co bardzo mnie zmartwiło, tylko niewielka ich część postanowiła zmierzyć się z zadaniem konkursowym. Wszystkie wasze odpowiedzi były ciekawe, a obrady naszego jury niezwykle burzliwe. Tutaj na wyróżnienie zasługuje Maleństwo, którego odpowiedź powaliła szczególnie tą bardziej wrażliwą część naszego grona:). Zwycięzca jednak może być tylko jeden, dlatego nagrodę otrzymuje:

Maruda

Maruda przysłała mi swoją odpowiedź drogą mailową, dlatego zanim ją opublikuję, wolałabym najpierw poprosić zwyciężczynię o zgodę:).

Teraz czas na losowanie. Nie zrobiłam zdjęć, dlatego musicie mi uwierzyć na słowo. Ujawnię jednak, że odbyło się ono drogą tradycyjną, z ręcznie wypisywanymi karteczkami itp. Tym razem zwycięzcą okazał/a się:

Ruczek

Gratuluję serdecznie oraz proszę was o e-maile. Proszę, aby zawierały one: 1)wasze adresy, 2)wybraną nagrodę, z tym, że w przypadku Ruczka proszę o podanie dwóch pozycji (nie mam dwóch takich samych nagród, a pierwszeństwo w ich wyborze ma osoba, której praca wygrała) 3)w przypadku Marudy-zgodę na opublikowanie opowiadania na moim blogu (oczywiście nie jest to obowiązkowe). Na odpowiedzi czekam do wtorku.

Na razie to tyle. Dziewczynom jeszcze raz gratuluję, a wam wszystkim życzę udanego weekendu:).

środa, 23 listopada 2011

"Rusz głową" Gareth Moore


Geniusz, jak napisano w wikipedii, jest to osoba nieprzeciętnie utalentowana. Często mówi się tak o ludziach, którzy już z takimi zdolnościami się urodzili, ale czy można stać się geniuszem przez na przykład codzienne ćwiczenie swojego umysłu? Aby dobrze odpowiedzieć na to pytanie, sięgnęłam po książkę pod tytułem "Rusz głową".

„Każdego dnia zaledwie przez 10 minut ćwiczysz swój mózg! I nim się obejrzysz… staniesz się geniuszem”*

Jak widać opis na okładce obiecuje wiele. Z niecierpliwością więc zabrałam się za czytanie wstępu. Jest on pełny wskazówek dotyczących rozwiązywania zadań. Chociaż starszym mogą wydawać się one oczywiste, dzieci na pewno z nich skorzystają. Dalsza część książki to niezwykły zbiór zadań, łamigłówek i najróżniejszych szarad, który przygotował dla nas pan Gareth Moore.

Muszę przyznać, że chociaż wiekiem wykraczam już poza grupę, dla której pozycja została przygotowana, bardzo chętnie zabrałam się za rozwiązywanie zadań. Są one bardzo różnorodne-w zbiorze znajdują się zarówno łamigłówki sudoku, jak i wykreślani, krzyżówki i inne zagadki logiczne. Wszystkie przerobiłam z wielką chęcią i naprawdę bardzo miło spędziłam przy nich czas.

„Rusz głową!” to książka przygotowana z myślą o dzieciach w wieku około 6 do 12 lat. Myślę jednak, że ci trochę starsi także miło spędzą przy niej czas. Zagadki nie są trudne, jednak wymagają od nas logicznego myślenia. Pozycja ta może być doskonałym prezentem dla dzieci, które posiadają zdolności matematyczne lub po prostu matematykę lubią. Sama jestem typowym umysłem ścisłym i gdybym dostała „Rusz głową!” jakieś pięć lat temu, byłabym tą książką zachwycona.

Czy rozwiązując codziennie zaproponowane w tej książce zadania można stać się geniuszem? Chociaż wydaje mi się, że stwierdzenie to jest głęboko na wyrost, pozycję serdecznie wszystkim dzieciom polecam.

Moja ocena: 8,5/10


*cytat pochodzi z okładki książki „Rusz głową”

                          Książkę dostałam od portalu nakanapie.pl za co serdecznie dziękuję.


poniedziałek, 21 listopada 2011

Świąteczne wygrywajka!

Święta idą wielkimi krokami i właśnie z tej okazji chciałabym wam zaproponować wygrywajkę:).

Zwycięzców będzie dwóch: pierwszą nagrodę zgarnie osoba, która najciekawiej odpowie na zadanie konkursowe. Dopuszczalne jest jednak nie odpowiedzenie na nie (w takim wypadku proszę o napisanie w komentarzu słynnej formuły "Zgłaszam się":)) i wtedy taka osoba wraz z całą resztą (oprócz pierwszego zwycięzcy) weźmie udział w losowaniu nagrody drugiej.

Oto zadanie konkursowe na wyobraźnię. Zwycięzcą zostanie ten, kto wymyśli najciekawsze rozwiązanie problemu.
Od lat Święty Mikołaj na jakiś czas przed Bożym Narodzeniem przechodzi na dietę, by nieco się wyszczuplić. Tym razem jednak zawiodła go siła woli. W chwili słabości odpuścił sobie i spałaszował cały stos ciasteczek pani Mikołajowej. Skutki były opłakane. Brzucho świętego Mikołaja utknęło już w pierwszym kominie. I co teraz? Jeśli ktoś nie znajdzie wyjścia z tej sytuacji, świąt nie będzie.
Czy da się szybko wyciągnąć Mikołaja z komina? A jeżeli nie, to kto go w tym czasie zastąpi? Co zrobić, by nikt nie zauważył Mikołaja ani jego pomocników? Komin jest wzniesiony z solidnej cegły, a w salonie na dole chwilowo nie ma żadnego z domowników.
Używanie magii, dziwnych urządzeń, latających czerwononosych reniferów i innych fantastycznych stworzeń dozwolone. Pójście na łatwiznę niewskazane.

Twórcą zadania jest jak zwykle niezastąpiony Janek, któremu serdecznie dziękuję.

A teraz nagrody:). Szczęściarze będą mogli wybrać sobie jedną z tych pozycji:
1. "Cienie" Amy Meredith
2. "Wampy" Nancy A. Collins
3. "Pocałunek o północy" Lara Adrian
Oprócz tego dostaną ręcznie robione (przeze mnie, Alicję oraz Magdę) zakładki, które już czekają na mojej półeczce oraz inne niespodzianki:).

Jeszcze tylko kilka zasad:
1. Każdą chętną do wzięcia udziału w konkursie osobę proszę o pozostawienie komentarza pod tym postem. Komentarze zostawione w innych miejscach nie będą brane pod uwagę.
2. Osoby nie posiadające bloga proszę o dopisanie swojego adresu e-mail.
3. Pierwszego zwycięzce wybierze jury w składzie: ja, Alicja, Magda oraz Janek, drugiego zaś wybierzemy na drodze losowania.
4. Wszystkich bardzo proszę o poinformowanie o konkursie na swoich blogach. Nie jest to jednak wasz obowiązek.
5. Konkurs trwa od teraz do 12 grudnia 2011 roku.

Życzę wszystkim powodzenia:). 

piątek, 4 listopada 2011

"Poczwarka" Dorota Terakowska + malutki stosik:)



Zespół Downa, dawniej nazywany mongolizmem jest chorobą spowodowaną obecnością dodatkowego chromosomu 21. Nazwa pochodzi od nazwiska brytyjskiego lekarza Johna Langdona Downa. Osoby z zespołem Downa mają mniejsze zdolności poznawcze niż średnia populacji zdrowej. Zaburzenia rozwojowe manifestują się głównie jako skłonność do zawężonego myślenia lub naiwność. Niewiele osób wykazuje niepełnosprawność intelektualną w stopniu głębokim. Częstość występowania zespołu Downa szacuje się na 1 przypadek na 800–1000 żywych urodzeń.*

Adam i Ewa jest to młode, bogate małżeństwo. Oboje są u szczytu swoich karier zawodowych. Jednak w planach na ich dalsze, wspólne życie znajduje się jeszcze ktoś-mała osóbka, niezwykle mądre dziecko z nadzwyczajnym ilorazem inteligencji. Zapomnieli, że w jednej chwili życie może tak bardzo wywrócić się do góry nogami, że nawet Adam-skrupulatnie planujący wszystko mężczyzna, nie był w stanie tego przewidzieć.

Tym czynnikiem zaburzającym idealny świat Adama i Ewy stała się Marysia-mały muminek, dziecko z zespołem Downa. Czy małżeństwo będzie w stanie pokochać dziewczynką i sprosta wielkiemu wyzwaniu, jakim stała się opieka nad nią? Co stanie się z ich jakże idealnym światem? Nie podam wam odpowiedzi na te pytania. Aby się tego dowiedzieć sięgnijcie po „Poczwarkę”, której lekturę wam serdecznie polecam.

Pisząc książkę pani Dorota cały czas wykorzystywała motyw Biblii. Przy takim temacie tejże pozycji jest to jak najbardziej zrozumiałe, jednak trzeba zaznaczyć, że „Poczwarka” wymaga od czytelnika znajomości Starego Testamentu. Bardzo spodobał mi się wątek ogrodu, który razem z rewelacyjnymi tytułami rozdziałów (nawiązujących do stwarzania świata) nadały książce tajemniczości, przez co była ona bardziej interesująca.

„Poczwarka” nie do końca sprostała moim oczekiwaniom. Może stawiałam wobec niej zbyt duże wymagania? Tego nie wiem, jednak muszę przyznać, że książka mimo wszystko mi się podobała. Ze względu na swoją tematykę nie jest to pozycja, przy której odpoczniemy po ciężkim, stresującym dniu w pracy lub w szkole. Należy o tym pamiętać i sięgnąć po „Poczwarkę”, kiedy będziemy mieli ochotę na nieco cięższą lekturę. Jednak przeczytać ją naprawdę warto. Serdecznie polecam.

Moja ocena: 7,5/10

* na podstawie http://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_Downa



A teraz mój stosik. Zawiera on zdobycze z całego października. Jest ich niewiele, ale jakże udane! 




1. "Cienie" Amy Meredith-z wymiany na LC
2. "Cierpienia Młodego Wertera" Johann Wolfgang Goethe-z biblioteki szkolnej
3. "Poczwarka" Dorota Terakowska-z biblioteki szkolnej
4. "Zawsze przy mnie stój"-Carolyn Jess-Cooke-zakup własny
5. "Akademia Wampirów"-zakup własny


Na koniec jeszcze chciałabym wspomnieć o dodanej niedawno przeze mnie zakładce sprzedam/wymienię. Listę będę stale uzupełniać. Jeżeli znalazłaby się jakaś osoba chętna na wymianę ze mną lub kupno którejś z książek to bardzo proszę o kontakt.



sobota, 8 października 2011

Troszkę spóźniony stosik wrześniowy:)


Nadszedł czas, abym i ja zaprezentowała wam moje zdobycze. Oto i one:
1) "Wywiad z wampirem" Anne Rice-książka wypożyczona z biblioteki miejskiej
2) "Miasto kości" Cassandra Clare-z wymiany na LC
3) "Wiek luksusu" Anna Godbersen-z biblioteki miejskiej
4) "Świętoszek" Molier-kupiona za 3 zł, lektura już przeczytana i omówiona (bardzo mi się podobała)
5) "Marina" Carlos Ruiz Zafon-z biblioteki szkolnej
6) "Rodzina Wenclów. Wspólnik" Lena Najdecka-od portalu nakanapie.pl; zachęcam do przeczytania i skomentowania recenzji:)

Ostatnio na blogu pojawia się bardzo mało recenzji (dużo nauki w szkole). Przepraszam za to i mam nadzieję, że w przyszłości się to zmieni. Póki co życzę wam miłego wieczoru:).

poniedziałek, 26 września 2011

"Rodzina Wenclów. Wspólnik" Lena Najdecka


Prawnicy, wykładowcy uniwersyteccy, dyrektorzy lub wyżej postawieni pracownicy dużych, bogatych firm-jednym słowem polska elita intelektualna. Jesteście ciekawi jak bardzo życie takich osób różni się od naszego? Zapraszam do przeczytania książki Leny Najdeckiej pt. "Rodzina Wenclów".

Przed zabraniem się do napisania tej recenzji, wpisałam w wyszukiwarkę internetową nazwisko autorki. Miałam nadzieję znaleźć jakieś ciekawe informacje na temat właśnie tej pani. Nie wyświetliło się jednak nic przydatnego. Możemy wysnuć więc wniosek, że miałam do czynienia z początkującą pisarką, a książka „Rodzina Wenclów” jest jej debiutem. Lubię czytać takie książki. Jest w nich pełno świeżości, każda wnosi coś zupełnie nowego. Tym razem też tak było. Jest to powieść zupełnie inna niż te, z którymi do tej pory miałam okazję się zapoznać. Niestety jednak nie wyszło to do końca książce na dobre.

„Rodzina Wenclów”-tytuł niezbyt oryginalny, a mimo wszystko wydaje się interesujący. Odkąd po raz pierwszy usłyszałam o tej pozycji, byłam ciekawa co w sobie kryje. Z nie znanych mi bliżej przyczyn bardzo mnie do przeczytania tej książki ciągnęło, dlatego byłam zadowolona, kiedy dowiedziałam się, że mam ku temu okazję.

Powieść posiada bardzo dużo wątków, dlatego jest to duże wyzwanie napisać w kilku zdaniach jej streszczenie. W dodatku wątki te nie są zbyt mocno rozwinięte, więc gdybym zdecydowała się napisać o każdym z nich nawet po trochu, pozbawiłabym was przyjemności czytania ksiązki, ponieważ praktycznie wszystko byście o jej treści wiedzieli lub domyślalibyście się reszty. „Rodzina Wenclów. Wspólnik” otwiera sagę rodzinną. Opisywane jest tu życie niejakich państwa Wenclów, którzy należą do tak zwanych „wyższych sfer”. Autorka bardzo dokładnie przedstawia losy niemalże każdego członka rodziny. Myślę, że nawet ciekawość najbardziej dociekliwych czytelników zostanie zaspokojona.

Muszę przyznać, że nie polubiłam głównych bohaterów książki. Przepraszam za wyrażenie, jednak moim zdaniem są to zwyczajni snobi, a ich problemy małżeńskie, ale również i te z prawem, z CBA są tylko tego odzwierciedleniem. Zawsze wydawało mi się, że kiedy bohaterowie nie przypadają czytelnikowi do gustu, książka jest już zupełnie na straconej pozycji. Teraz jednak uświadomiłam sobie, że wcale tak nie musi być. Dziękuję za to pisarce.

Jest to w zasadzie książka o wszystkim i o niczym. Powieść zawiera dużo wątków, z czego tak naprawdę bardzo trudno wyróżnić główny sens, czy cel jej napisania. Według mnie tekst napisany przez panią Najdecką bardziej nadawałby się na długo ciągnący się serial telewizyjny. Nie można tu oczywiście pod żadnym względem niczego autorce ujmować, ponieważ książka napisana jest bardzo zgrabnie. Pani Lena swoim stylem pisania ewidentnie próbowała oddać charakter „wyższych sfer” i moim zdaniem wyszło jej to bardzo fajnie.

W przypadku tej ksiązki, o odbiorze treści przez czytelnika, nie decyduje jakość jej napisania. Myślę, że większe znaczenie ma tutaj gust danej osoby, a o tym podobno nie należy dyskutować. Ja mogę tylko napisać, że powieść niestety od mojego troszkę odbiegała. Polecam jako niezobowiązującą lekturkę dla zabicia wolnego czasu.

Moja ocena: 6,5/10


                             Książkę dostałam od serwisu nakanapie.pl. Serdecznie dziękuję!

sobota, 17 września 2011

"Błękitna miłość" S.C. Ransom

Są różne rodzaje miłości: rodzicielska, małżeńska, miłość do swojego czworonożnego pupila, do Boga. Najpiękniejsza jest chyba ta szkolna pierwsza miłość. Pamiętacie tą chwilę, kiedy zdałyście sobie sprawę, że kochacie tego Piotrka czy Jacka z pierwszej „A”? Taka wartość, jaką jest miłość, to niewątpliwie przyjemne uczucie, ale potrafi ono także mocno zranić…

„Błękitna miłość”-tytuł wydaje się interesujący i chyba to on ostatecznie sprawił, że sięgnęłam po tą książkę. I oczywiście tego nie żałuję. Okładka także bardzo mi się spodobała, dodaje powieści tajemniczości, no bo co może robić ta dziewczyna sama w lesie? Dodatkową jej zaletą jest to, że nie została ujawniona twarz bohaterki.

Zatem powieść niewątpliwie jest o miłości. Ale nie jest to jedyny problem ujawniony w książce. Następnym, zresztą nie mniej ważnym, są wspomnienia. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to one tak naprawdę sprawiają, że jesteśmy tym, kim jesteśmy. Kim bylibyśmy bez naszych wspomnień? Zupełnie pustym ciałem nie zdolnym do samodzielnego funkcjonowania w społeczeństwie. A przynajmniej tak mi się wydaje.

„Wspomnienia to jedyny wehikuł czasu, jakim dysponujemy.”
Łukasz Świderski


„Moje całe życie znikało. Wszystko, co czyniło mnie tym, kim jestem, było mi wydzierane. Patrzyłam na to jak na film puszczany na ścianie tunelu, a sama pędziłam w stronę czarnej dziury na końcu.”
S.C. Ransom „Błękitna miłość”

Fabuła książki jest dość oklepana, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało. Mogę piętnaście razy oglądać jeden film, ten sam odcinek serialu i mogę także bez przerwy czytać książki z gatunku paranormal romance, chociażby miały się różnić tylko gatunkiem istoty „nie z tego świata”. Tym razem wybór był dość nietypowy: Callum, sympatia głównej bohaterki, jest żałobnikiem-istotą uwięzioną pomiędzy światem żywych, a światem umarłych. Interesujące? Nie napiszę wam więcej, sami dowiecie się wszystkiego na temat tych istot czytając „Błękitną miłość”.

Jest to powieść należąca do tych „łatwych, lekkich i przyjemnych”. Autorka używa naprawdę fajnego, chociaż bardzo lekkiego języka. Książka jest bardzo przewidywalna, co niestety może być jej wadą. Jedynie epilog naprawdę mnie zaskoczył. Całość jednak wypadła bardzo fajnie i z czystym sumieniem mogę tą książkę polecić.

Moja ocena: 8/10

czwartek, 1 września 2011

Rok szkolny czas zacząć:)

Dzisiaj, w ten wyjątkowo smutny dzień nie będzie recenzji. Chciałam wam życzyć tylko miłego powrotu do szkoły. Cieszycie się, że wakacje się skończyły? Ja nie za bardzo.

W związku z rozpoczęciem nowego roku szkolnego na moim blogu spróbuję wprowadzić pewną rzecz. Bardzo lubię oglądać wasze zdobycze, którymi chwalicie się na swoich stronach, dlatego chciałabym coś takiego wprowadzić u siebie. Nie przybywa mi zbyt wiele książek, ale pod koniec miesiąca, czasem co dwa miesiące spróbuję pokazać wam i ja nowości mojej biblioteczki:).

Ponieważ w tym poście nic ciekawego nie napisałam, pokażę wam jeszcze kilka zdjęć. Pamiętacie jak pisałam o grupie moich przyjaciół (przy okazji nominacji do One Lovely Blog Award)? Oto i oni:


Pierwsza część to zdjęcia z naszej wycieczki szkolnej.

                                             Asia, ja i Alicja na szczycie Śnieżki:).


                                                       Janek, także na Śnieżce.


                                 A to już zdjęcie z Pragi. Alicja (po lewej) i ja (po prawej).
 

            To są zdjęcia z naszej małej "sesji zdjęciowej". Janek z Norbertem na huśtawce:).




                                 A to jest jeszcze nie pokazana na żadnym zdjęciu Magda.


Pozdrawiam i życzę miłego powrotu do szkoły:).

 

środa, 24 sierpnia 2011

"Wybór" Nicholas Sparks

Każdy z nas na co dzień musi dokonywać pewnych wyborów. Chociaż, gdy jesteśmy dziećmi, wybierają za nas rodzice, już po ukończeniu szkoły podstawowej musimy podjąć decyzję, jakie gimnazjum wybrać. Pamiętam jak dziś swój pierwszy, wtedy trudny dla mnie wybór. Było to w piątej klasie szkoły podstawowej. Dostałam się wtedy do finału pewnego konkursy przedmiotowego, jednak w tym samym czasie miała odbyć się wycieczka, na którą zawsze chciałam pojechać. Jaki by nie był mój wybór, nie miał zaważyć on na moim życiu, a tym bardziej na życiu drugiej osoby. A co jeśli ktoś musi dokonać właśnie takiego wyboru? „Wybór” jest to kolejna książka Nicholasa Sparksa jaką miałam okazję przeczytać i kolejna, która absolutnie mnie nie zawiodła.

Gabby to dziewczyna, która właśnie zaczęła układać sobie swoje życie. Usamodzielniła się, kupiła własny dom, a co najważniejsze ma dobrą pracę i kochającego chłopaka. Jednak od czasu, kiedy przez przypadek poznała swojego sąsiada, jej życie wywróciło się do góry nogami. I tu jak się domyślacie, bohaterka musiała dokonać wyboru. Nie jest to jednak ta najważniejsza decyzja, o której pisałam we wstępie. Nie chcę jednak wyjawiać więcej, bo wiem jaką miałam radość z czytania tej książki, kiedy nie znałam jej treści.

Powieść składa się z dwóch części. W pierwszej opisane są losy bohaterów przed spotkaniem, a także ich poznawanie się nawzajem. Akcja drugiej części dzieje się jakieś dziesięć lat później. I właśnie wtedy padnie ten jakże ważny dla bohaterów wybór…

Jak już napisałam, książka mnie nie zawiodła. Nie zachwyciła mnie jednak od samego początku. Czytając pierwsze strony książki pomyślałam, że nie będzie to dobra powieść. Bardzo się jednak myliłam , a autor udowodnił mi to bardzo szybko. Jest to powieść bardzo dobrze napisana, zresztą tak samo, jak reszta książek Nicholasa Sparksa. W każdej używa podobnego języka, więc ta powieść na pewno przypadnie do gustu wszystkim fanom tego autora. Z pewnością i ja dołączam do tego zacnego grona. Książka absolutnie dobra i absolutnie nieprzewidywalna. Serdecznie polecam.

Moja ocena: 9/10

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

"Dziwna i piękna opowieść o Percy Parker" Leanna Renee Hieber


Sześciu strażników i ona-skromna nastolatka o jakże znaczącym imieniu Persefona. Ze względu na białą cerę nigdy nie grzeszyła urodą, a wręcz odpychała od siebie rówieśników. A jednak tej niepozornej dziewczynce udało się ocalić świat i sprawić, że serce jej profesora zaczęło bić jak szalone…

Podczas jednej z wizyt w bibliotece miejskiej, mój wzrok natrafił na książkę pod tytułem: „Dziwna i piękna opowieść o Percy Parker”. Wcześniej nie wiele słyszałam o tej powieści, jednak niesamowicie intrygująca okładka i umiejscowienie akcji książki w wiktoriańskim Londynie sprawiły, że do domu wróciłam właśnie z nią. Muszę przyznać, że był to całkiem udany wybór.

Percy Parker, główna bohaterka książki to bardzo fajna, nie dająca się nie polubić dziewczyna. Skromna, inteligentna, a do tego potrafi przyciągnąć do siebie serce takiego przystojniaka. Ach ten Alexi… Bardzo spodobał mi się wątek romantyczny. Wspaniale opisane uczucia bohaterów, świetny pomysł, aby zażyłość nastąpiła pomiędzy uczennicą i jej nauczycielem.

W powieść wpleciono także wątek mitologiczny. Jest to dodatkowy plus dla tych, którzy lubią takie klimaty. Jednak ci, którzy mitologii nie czytują (ze mną na czele), nie muszą się zupełnie tym przejmować. Na pewno i im powieść przypadnie do gustu.

Książka od razu mi się spodobała. Już dawno żadna powieść tak mnie nie wciągnęła. Wręcz na jak najpóźniej odkładałam czytanie, żeby dłużej żyć historią Percy Parker. Język, chociaż lekki, zupełnie inny niż w reszcie książek. Idealnie nadawał charakter wiktoriańskiego Londynu. Fabuła dość przewidywalna, jednak zupełnie mi to nie przeszkadzało, a historia bardzo mnie zaciekawiła. Na pewno sięgnę po drugą część. Serdecznie polecam.

Moja ocena: 9,5/10

piątek, 12 sierpnia 2011

"Chciałam być tylko wolna" Hulya Kalkan



W Niemczech żyje ponad dwa i pół miliona osób tureckiego pochodzenia. Imigracja Turków do Niemiec zaczęła się w latach siedemdziesiątych. Z możliwości wyjazdu korzystały najczęściej osoby z najbiedniejszych zakątków kraju. Niestety większość Turków wraz ze swoimi osobistymi rzeczami do Niemiec przywiozło także tradycję. Według organizacji „Terre des Femmes” co roku do ślubu przymuszanych jest w Niemczech około 1000 tureckich dziewcząt.*

To nie są informacje zaczerpnięte ze średniowiecznego czasopisma. To jest rzeczywistość dwudziestego pierwszego wieku. Nam, Polkom, które w większości posiadają szczęśliwe rodziny, trudno jest to sobie nawet wyobrazić. Jednak to dzieje się naprawdę i właśnie na tego rodzaju sprawy zwraca uwagę książka „Chciałam być tylko wolna”.

Bohaterką powieści jest Hulya, młoda Turczynka, która wraz ze swoją rodziną przebywa na emigracji w Niemczech. Nie podoba jej się jednak to, że matka tak bardzo zwraca uwagę na tureckie tradycję. Hulya chce żyć normalnie, tak jak jej koleżanki wywodzące się z niemieckich rodzin. Dzięki swojej wytrwałości, uporowi, a także niesamowitej odwadze udaje jej się ocalić od przymusowego małżeństwa nie tylko siebie, ale także swoją młodszą siostrę.

Już od pierwszych przeczytanych stron wiedziałam, że książka przypadnie mi do gustu. Porusza problem, który już od dawna mnie interesował i chętnie dowiedziałam się czegoś więcej o przymusowych małżeństwach. Języka, którego używa autorka nie zaliczyłabym do bardzo lekkich, jednak jest w nim coś prostego, bez żadnych zabiegów mających na celu uatrakcyjnić książkę. Jest to naprawdę bardzo dobra pozycja, serdecznie polecam!

Moja ocena: 9/10



*informacje potrzebne do napisania recenzji zostały zaczerpnięte ze strony internetowej:  http://www.dw-world.de/dw/article/0,,3038416,00.html

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

"Potęga Bożego szeptu" Bill Hybels

Szept Boży-wskazówka naszego stworzyciela, którą może usłyszeć każdy z nas. Często jest to jedno krótkie zdanie-może być to mało znacząca podpowiedź lub głos karcący nas w określonej sytuacji. Jednak są też szepty, które zupełnie zmieniają, a nawet narażają nasze życie na niebezpieczeństwo. A ty jesteś w stanie do tego stopnia zaufać Bogu?

„Potęga Bożego szeptu” jest to, jak głosi napis na okładce, najważniejsza książka Billa Hybelsa-założyciela oraz pastora kościoła Willow Creek. Rzadko czytam literaturę tego typu, a z Hybelsem nigdy wcześniej nie miałam do czynienia. Czy zatem nie rzuciłam się na zbyt głęboką wodę, postanawiając zrecenzować tak ważną dla autora książkę? Teraz, gdy czytanie tej pozycji mam już za sobą, mogę powiedzieć, że zupełnie nie miałam czym się martwić. „Potęga Bożego szeptu” nie jest to ksiązka dla wąskiego grona odbiorców, jak myślałam przed zajrzeniem do niej. Jest to z pewnością książka dla wszystkich, każdy z nas znajdzie tam coś, co w pewnym sensie trafi do jego wnętrza. Może to być konkretny werset z Pisma Świętego lub mogą być to osobiste refleksje autora.

Paulo Coelho-pomyślałam czytając pierwsze rozdziały „Potęgi Bożego szeptu”. Rzadko czytam literaturę religijną, a powieści tego autora można po części do nich zaliczyć. Różnicę miało stanowić to, że Hybels próbuje dotrzeć do czytelnika poprzez przykłady wyjęte z Biblii lub własnego życia, natomiast Coelho tworzy fikcyjny świat, w który wplata ważne dla osoby wierzącej wskazówki. Dopiero później zobaczyłam, jak bardzo się pomyliłam. Coelho i Hybels to dwoje zupełnie różnych pisarzy i nie należy w żaden sposób ich porównywać.

Bill Hybels zdecydowanie wie jak zainteresować czytelnika. Podczas swoich opowieści używa niezwykle dużo przykładów, zarówno biblijnych, jak i wziętych ze swojego życia lub życia znanych mu osób. Niestety czasem przykładów było po prostu za dużo, przez co książka miejscami mnie nudziła. Czytając tą pozycję niewątpliwie da się odczuć, że została ona przygotowana bardzo starannie. Takiej książki nie da się napisać od tak, po prostu.

W książce przedstawiony jest niewątpliwie bardzo ważny temat. Jednak przez styl używany przez autora do udzielenia wskazówek na temat Bożych szeptów, niejednokrotnie miałam wrażenie, że Hybels mówi o jakiejś zupełnie normalnej, codziennej czynności. Nie jestem jednak do końca pewna, czy działa to na korzyść, czy niekorzyść autora.

Odniosłam wrażenie, że Hybels potraktował „Potęgę Bożego szeptu” bardzo osobiście. Często pisze w niej o swoim ojcu, żonie, dzieciach. Opisuje jak układały się relacje między nimi. Nie wstydzi się także wyjawić chwil niezrozumienia, niezgody, nie boi się przyznać do popełnionych błędów. Uważam to za wielki plus tej książki.

Książkę serdecznie polecam. Myślę, że naprawdę warto zapoznać się z twórczością Billa Hybelsa. Należy jednak pamiętać, że są to ksiązki wymagające od nas naprawdę głębokich przemyśleń, nie da ich się po prostu przeczytać.

Moja ocena: 7/10 


                                                 
                        Książkę otrzymałam od wydawnictwa Esprit. Serdecznie dziękuję!

 

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

"Kobieta na krańcu świata" Martyna Wojciechowska


Martyna Wojciechowska-prezenterka telewizyjna, dziennikarka, podróżniczka i pisarka. Jest to kobieta, którą w telewizji oglądałam od małego dziecka. Najpierw prowadziła program „Dzieciaki z klasą”, który bardzo lubiłam oglądać, później kibicowałam jej podczas rajdu Paryż-Dakar. No i oczywiście od jakiegoś już czasu oglądam jej program „Kobieta na krańcu świata”. Martyna jest kobietą niesamowicie wszechstronną i moim zdaniem sprawdziła się w wielu dziedzinach. A jak poszło jej z pisaniem książki?

„Kobieta na krańcu świata” jest pierwszą książką Martyny Wojciechowskiej, jaką miałam okazję przeczytać. W jej skład wchodzi osiem historii, każda opowiada o kobietach mieszkających w innym zakątku świata. Jest to niezwykłe kompendium wiedzy o świecie. Możemy się na przykład dowiedzieć jaki jest sekret urody wenezuelskich piękności lub w jaki sposób należy się zająć małym słoniątkiem pozbawionym matki. Czytając opowieści mogłam spojrzeć na świat z perspektywy każdej z tych kobiet. Przeczytanie tej pozycji to świetny sposób na polepszenie swojej wiedzy na temat świata, jest to także dobre uzupełnienia poszczególnych odcinków programu telewizyjnego pod tym samym tytułem, co książka.

Martyna używa niezwykle barwnego języka-stosuje bardzo dużo porównań i epitetów. Dzięki temu książkę czyta się bardzo przyjemnie, a i obraz poszczególnych krajów ukazany jest w ciekawszy sposób, znacznie żywiej. Autorka w bardzo dobry sposób potrafi przelać na kartkę myśli i odczucia, zarówno swoje jak i swoich rozmówczyń.

Oprócz świetnego tekstu na książkę składa się także przerażająca ilość zdjęć z każdej wyprawy. Jest ich dużo, a w dodatku są naprawdę interesujące. Można na nich zobaczyć na przykład dwuletniego, pięknego słonika lub pływający dom. Więcej czasu zajmowało mi chyba wpatrywanie się w każdą z tych fascynujących fotografii, niż przeczytanie strony tekstu:).

Książkę polecam wszystkim, bez wyjątku-tym, którzy lubią podróżować i tym, którzy lubią siedzieć w dom, tym, którzy uwielbiają lekcje geografii i tym, którzy jej nie cierpią. Po prostu polecam!

Moja ocena: 10/10    




piątek, 29 lipca 2011

"Jesienna miłość" Nicholas Sparks

Czytania lekkich lektur ciąg dalszy-tym razem wybór padł na „Jesienną miłość” Nicholasa Sparksa. Jest to druga książka tego autora, z jaką miałam okazję się zapoznać. Po przeczytaniu „Ostatniej piosenki” wymagania miałam bardzo duże. Czy można powiedzieć, że powieść im podołała?

Landon to teraz już bardzo doświadczony przez życie pięćdziesięciosiedmioletni człowiek. W książce opowiada nam jednak historię, która wydarzyła się w czasach jego młodości. Miał siedemnaście lat, kiedy zakochał się w Jamie, bardzo religijnej dziewczynie, córce pastora i od tej pory całe jego życie wywróciło się do góry nogami…

Jest to ksiązka, która potrafi mocno oddziaływać na emocje. Wczytując się w dialogi, w których uczestniczy Jamie, każdy z nas na pewno zacznie się zastanawiać nad swoją wiarą, bez różnicy czy jest katolikiem, protestantem, czy wyznaje islam. Także pod koniec ksiązki można się nieźle spłakać.

Nie będę wyjawiać więcej treści, bo też nie chcę odebrać wam przyjemności czytania. Wspomnę tylko jeszcze, że na podstawie tej książki został w 2002 roku nakręcony film pod tytułem „Szkoła uczuć”. Wyreżyserowany został przez Adama Shankmana. Obejrzałam go zanim przeczytałam książkę. Film bardzo mi się podobał, jednak przez to treść książki była mi mniej więcej znana jeszcze przed jej przeczytaniem. Zupełnie mi to jednak nie przeszkadzało, a powieść i tak bardzo mi się podobała.

Powieść w stu procentach sprostała moim wymaganiom. Ciekawa, wzruszająca historia napisana naprawdę w bardzo dobry sposób. Gorąco polecam!

Moja ocena: 10/10






niedziela, 24 lipca 2011

"Wymiana studencka" Abby McDonald

Są wakacje. Dlatego też  chyba jak każda nastolatka mam dosyć nauki i ambitnych lektur. Postanowiłam więc zagłębić się w powieść „Wymiana studencka”. Książka łatwa, lekka i naprawdę bardzo przyjemna. Miło było ją przeczytać i cieszę się, że to uczyniłam.

Książka była dla mnie powróceniem na chwilkę do rzeczywistości szkolnej. Tam na co dzień mamy do czynienia z dwiema postawami ludzi: kujony, planujące już od dawna swoje studia i życie po ukończenie edukacji oraz imprezowicze, nie do końca przejmujący się nauką. Obie te grupy zazwyczaj się nie lubią i próbują zwalczać nawzajem. A co byście zrobili, gdybyście musieli spędzić trzy miesiące właśnie z tą drugą grupą? Gdyby na ten czas mieli otaczać was ludzie o zupełnie innym poglądzie na życie?

Tak więc dwie dziewczyny: Emily i Natasha postanowiły zapisać się na wymianę studencką. Dla Emily miało to być kolejne doświadczenie  wpisane w CV, dla Natashy ucieczka od  rzeczywistości po popełnieniu przez nią pewnego życiowego błędu. Bałagan w papierach instytucji zajmującej się wyminą sprawił, że dziewczyny zostały wysłane do szkół, w których nie powinny się pojawić. Długo nie mogły się odnaleźć w nowym otoczeniu. Dopiero wtedy wpadły na pomysł skontaktowania się ze sobą. Zaczęły udzielać sobie nawzajem rad, jak przetrwać na nowej uczelni.

„Wymiana studencka” naprawdę bardzo mi się podobała. Nie jest to lektura potrzebująca głębszych przemyśleń, lecz jest idealna na wakacyjny odpoczynek. Każda z nas może odnaleźć tutaj chociaż trochę siebie. Wydaje mi się, że te dwie różne postawy były zbyt mocno wyeksponowane, bo przecież chyba nie ma nikogo takiego, kto reprezentowałby aż tak bardzo jedną grupę i nie miał nic w swoim charakterze z drugiej. Jednak mógł to również być celowy zabieg autorki, aby jeszcze lepiej ukazać tą skrajność. Książkę polecam wszystkim nastolatką.

Moja ocena: 7,5/10

piątek, 22 lipca 2011

ONE LOVELY BLOG AWARD

Zasady gry:


- Na swoim blogu stwórz notkę o nominacji, podając przy tym link do osoby, która Cię nominowała.

- Napisz o sobie siedem rzeczy, których odwiedzający bloga jeszcze nie wiedzieli.

- Nominuj szesnaście innych osób (nie można jednak nominować osoby, która Ciebie nominowała),

- Zostaw na ich blogach komentarz, dzięki któremu dowiedzą się o nagrodzie i nominacji.


Na początek pragnę serdecznie podziękować Ecie za nominację. Oto siedem rzeczy o mnie:

  1. Oprócz czytania książek mam jeszcze jedną pasję. Jest nią taniec towarzyski. Kocham tańczyć, robię to dosłownie wszędzie.
  2.  Poza tańcem uwielbiam jeszcze jeździć na rowerze. Świetnie się bawię mknąć przez najróżniejsze okoliczne wsie na tym dwukołowym cudeńku. Naprawdę fajna zabawa.
  3. Mam w domku pięknego kocurka. Ma na imię Bryndal-to pomysł mojej babci. Codziennie się nim opiekuję-czeszę, daję mu jeść (a łakomczuch z niego olbrzymi:)), wypuszczam na dwór i wpuszczam do domu. Bardzo go kocham.
  4. Nie mam zbyt wielu kolegów, jednak przedstawię wam grupę moich wiernych przyjaciół: Alicja, Asia, Magda, Jasiek, Norbert, Maciek. Każdego z nich bardzo lubię i miło jest z nimi spędzać czas.
  5. Uczę się w klasie matematyczno-fizycznej, jestem więc typowym umysłem ścisłym. W przyszłości wybieram się na politechnikę (ale nie jest to jeszcze mój ostateczny wybór!).
  6. Panicznie boję się pająków i tym podobnych robali. Wykręca mnie na samą myśl o czymś takim.
  7. Zupełnie bym zapomniała o mojej kolejnej i już chyba ostatniej pasji-góry. Uwielbiam wędrować szlakami do szczytów. Niestety mieszkam pod Warszawą, więc pasję ciężko jest realizować. Jednak w każde wakacje staram się odwiedzać najróżniejsze zakątki wspaniałych polskich Sudetów, czy Karpat. W tym roku mam o już za sobą. We wtorek wróciłam z dwutygodniowego wypoczynku w Wiśle.
No i nadszedł wreszcie moment, w którym poinformuję was o tym, które blogi ja nominuję. Przedtem muszę tylko dodać, że był to strasznie trudny wybór. Zastanawiałam się nawet, czy powinnam wziąć udział w zabawie, bo blogów które odwiedzam jest znacznie więcej i nie chciałabym, żeby ktoś poczuł się urażony. Mam więc wielką nadzieję, że tak nie będzie. A oto i lista moich nominacji:

BookEater

Złodziejka Książek

Saara

Z głową w książce

Violy

Patsy

Sabinka.t1

Kinga

Kasiek

Ania  (Jestem w szoku odkąd tylko dowiedziałam się, że dwunastolatka może pisać tak fajne recenzje. Gratuluję Aniu)
Lena173

Patrycja

Meme

Varia

MirandaKorner

Kasandra_85  (Wiem, że zrezygnowałaś z zabawy, jednak nie mogłabym Ciebie nie wyróżnić)

piątek, 8 lipca 2011

"Milczenie" Beate Teresa Hanika

Molestowanie seksualne, to jak piszą w wikipedii, zachowanie o charakterze seksualnym naruszające godność, nieakceptowane przez społeczeństwo jako sprzeczne z normami społecznymi. Jak to ładnie brzmi w ten sposób ubrane w słowa. I właśnie tylko tyle to dla mnie wcześniej znaczyło. Każdy zna definicję tego pojęcia, ale tylko niektórzy wiedzą, co tak naprawdę ono znaczy. Bo niestety przekonują się o tym na własnej skórze…

Bohaterką powieści jest nastoletnia dziewczynka Malwina. Jest ona zwykłą dziewczynką, lubi przebywać na podwórku z kolegami, jeździć na rowerze, czy wspinać się po drzewach. Jej rodzina, to z pozoru zwykli ludzie. I choć może rodzice nie poświęcają jej tyle uwagi ile powinni, to po stronie jej dziadka leży największy problem. Już od dawna wykazywał skłonności do całowania dziewczynki w inny sposób niż powinien, czy to dotykania jej miejsc intymnych, ale dla Malwiny największy problem pojawił się, gdy zmarła jej babcia. Przypadła jej w udziale opieka nad dziadkiem, co za tym idzie musiała przebywać u niego sam na sam.

Bardzo polubiłam Malwinikę, to bardzo zwyczajna i fajna dziewczynka. Myślę, że zyskuje sobie sympatię każdego czytelnika. Lubiłam też jej przyjaciółkę, choć było mi smutno, ponieważ czytałam tą książkę w czasie, gdy ja się ze swoją bardzo pokłóciłam. Wariat też przypadł mi do gustu:).

Nie spodobała mi się zachowanie starszego brata dziewczynki. Sama zawsze bardzo dobrze się o nim wypowiadała, nigdy nie zostawił jej w potrzebie, pomagał rozwiązywać problemy. Kiedy jednak przyszło rozwiązać ten najpoważniejszy, zupełnie jej nie zrozumiał. Myślał, że jej słowa to wynik dojrzewania i nie są one zupełnie prawdziwe. Zrobiło mi się przykro. Zazdrościłam jej starszego brata, który może pomóc w każdej sytuacji, a tu nagle coś takiego.

Ksiązka, chociaż dość krótka, ma w sobie wielką treść. Nie da się jej przeczytać i zostać obojętnym na krzywdę molestowanych dzieci. Napisana dość lekkim językiem, no bo przecież narratorką była tu Malwinka. Kierowana jest raczej do młodzieży, ale i dorosłemu się spodoba. Naprawdę cieszę się, że  przeczytałam „Milczenie” i polecam książkę każdemu bez wyjątku.

Moja ocena: 8/10