poniedziałek, 26 września 2011

"Rodzina Wenclów. Wspólnik" Lena Najdecka


Prawnicy, wykładowcy uniwersyteccy, dyrektorzy lub wyżej postawieni pracownicy dużych, bogatych firm-jednym słowem polska elita intelektualna. Jesteście ciekawi jak bardzo życie takich osób różni się od naszego? Zapraszam do przeczytania książki Leny Najdeckiej pt. "Rodzina Wenclów".

Przed zabraniem się do napisania tej recenzji, wpisałam w wyszukiwarkę internetową nazwisko autorki. Miałam nadzieję znaleźć jakieś ciekawe informacje na temat właśnie tej pani. Nie wyświetliło się jednak nic przydatnego. Możemy wysnuć więc wniosek, że miałam do czynienia z początkującą pisarką, a książka „Rodzina Wenclów” jest jej debiutem. Lubię czytać takie książki. Jest w nich pełno świeżości, każda wnosi coś zupełnie nowego. Tym razem też tak było. Jest to powieść zupełnie inna niż te, z którymi do tej pory miałam okazję się zapoznać. Niestety jednak nie wyszło to do końca książce na dobre.

„Rodzina Wenclów”-tytuł niezbyt oryginalny, a mimo wszystko wydaje się interesujący. Odkąd po raz pierwszy usłyszałam o tej pozycji, byłam ciekawa co w sobie kryje. Z nie znanych mi bliżej przyczyn bardzo mnie do przeczytania tej książki ciągnęło, dlatego byłam zadowolona, kiedy dowiedziałam się, że mam ku temu okazję.

Powieść posiada bardzo dużo wątków, dlatego jest to duże wyzwanie napisać w kilku zdaniach jej streszczenie. W dodatku wątki te nie są zbyt mocno rozwinięte, więc gdybym zdecydowała się napisać o każdym z nich nawet po trochu, pozbawiłabym was przyjemności czytania ksiązki, ponieważ praktycznie wszystko byście o jej treści wiedzieli lub domyślalibyście się reszty. „Rodzina Wenclów. Wspólnik” otwiera sagę rodzinną. Opisywane jest tu życie niejakich państwa Wenclów, którzy należą do tak zwanych „wyższych sfer”. Autorka bardzo dokładnie przedstawia losy niemalże każdego członka rodziny. Myślę, że nawet ciekawość najbardziej dociekliwych czytelników zostanie zaspokojona.

Muszę przyznać, że nie polubiłam głównych bohaterów książki. Przepraszam za wyrażenie, jednak moim zdaniem są to zwyczajni snobi, a ich problemy małżeńskie, ale również i te z prawem, z CBA są tylko tego odzwierciedleniem. Zawsze wydawało mi się, że kiedy bohaterowie nie przypadają czytelnikowi do gustu, książka jest już zupełnie na straconej pozycji. Teraz jednak uświadomiłam sobie, że wcale tak nie musi być. Dziękuję za to pisarce.

Jest to w zasadzie książka o wszystkim i o niczym. Powieść zawiera dużo wątków, z czego tak naprawdę bardzo trudno wyróżnić główny sens, czy cel jej napisania. Według mnie tekst napisany przez panią Najdecką bardziej nadawałby się na długo ciągnący się serial telewizyjny. Nie można tu oczywiście pod żadnym względem niczego autorce ujmować, ponieważ książka napisana jest bardzo zgrabnie. Pani Lena swoim stylem pisania ewidentnie próbowała oddać charakter „wyższych sfer” i moim zdaniem wyszło jej to bardzo fajnie.

W przypadku tej ksiązki, o odbiorze treści przez czytelnika, nie decyduje jakość jej napisania. Myślę, że większe znaczenie ma tutaj gust danej osoby, a o tym podobno nie należy dyskutować. Ja mogę tylko napisać, że powieść niestety od mojego troszkę odbiegała. Polecam jako niezobowiązującą lekturkę dla zabicia wolnego czasu.

Moja ocena: 6,5/10


                             Książkę dostałam od serwisu nakanapie.pl. Serdecznie dziękuję!

sobota, 17 września 2011

"Błękitna miłość" S.C. Ransom

Są różne rodzaje miłości: rodzicielska, małżeńska, miłość do swojego czworonożnego pupila, do Boga. Najpiękniejsza jest chyba ta szkolna pierwsza miłość. Pamiętacie tą chwilę, kiedy zdałyście sobie sprawę, że kochacie tego Piotrka czy Jacka z pierwszej „A”? Taka wartość, jaką jest miłość, to niewątpliwie przyjemne uczucie, ale potrafi ono także mocno zranić…

„Błękitna miłość”-tytuł wydaje się interesujący i chyba to on ostatecznie sprawił, że sięgnęłam po tą książkę. I oczywiście tego nie żałuję. Okładka także bardzo mi się spodobała, dodaje powieści tajemniczości, no bo co może robić ta dziewczyna sama w lesie? Dodatkową jej zaletą jest to, że nie została ujawniona twarz bohaterki.

Zatem powieść niewątpliwie jest o miłości. Ale nie jest to jedyny problem ujawniony w książce. Następnym, zresztą nie mniej ważnym, są wspomnienia. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to one tak naprawdę sprawiają, że jesteśmy tym, kim jesteśmy. Kim bylibyśmy bez naszych wspomnień? Zupełnie pustym ciałem nie zdolnym do samodzielnego funkcjonowania w społeczeństwie. A przynajmniej tak mi się wydaje.

„Wspomnienia to jedyny wehikuł czasu, jakim dysponujemy.”
Łukasz Świderski


„Moje całe życie znikało. Wszystko, co czyniło mnie tym, kim jestem, było mi wydzierane. Patrzyłam na to jak na film puszczany na ścianie tunelu, a sama pędziłam w stronę czarnej dziury na końcu.”
S.C. Ransom „Błękitna miłość”

Fabuła książki jest dość oklepana, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało. Mogę piętnaście razy oglądać jeden film, ten sam odcinek serialu i mogę także bez przerwy czytać książki z gatunku paranormal romance, chociażby miały się różnić tylko gatunkiem istoty „nie z tego świata”. Tym razem wybór był dość nietypowy: Callum, sympatia głównej bohaterki, jest żałobnikiem-istotą uwięzioną pomiędzy światem żywych, a światem umarłych. Interesujące? Nie napiszę wam więcej, sami dowiecie się wszystkiego na temat tych istot czytając „Błękitną miłość”.

Jest to powieść należąca do tych „łatwych, lekkich i przyjemnych”. Autorka używa naprawdę fajnego, chociaż bardzo lekkiego języka. Książka jest bardzo przewidywalna, co niestety może być jej wadą. Jedynie epilog naprawdę mnie zaskoczył. Całość jednak wypadła bardzo fajnie i z czystym sumieniem mogę tą książkę polecić.

Moja ocena: 8/10

czwartek, 1 września 2011

Rok szkolny czas zacząć:)

Dzisiaj, w ten wyjątkowo smutny dzień nie będzie recenzji. Chciałam wam życzyć tylko miłego powrotu do szkoły. Cieszycie się, że wakacje się skończyły? Ja nie za bardzo.

W związku z rozpoczęciem nowego roku szkolnego na moim blogu spróbuję wprowadzić pewną rzecz. Bardzo lubię oglądać wasze zdobycze, którymi chwalicie się na swoich stronach, dlatego chciałabym coś takiego wprowadzić u siebie. Nie przybywa mi zbyt wiele książek, ale pod koniec miesiąca, czasem co dwa miesiące spróbuję pokazać wam i ja nowości mojej biblioteczki:).

Ponieważ w tym poście nic ciekawego nie napisałam, pokażę wam jeszcze kilka zdjęć. Pamiętacie jak pisałam o grupie moich przyjaciół (przy okazji nominacji do One Lovely Blog Award)? Oto i oni:


Pierwsza część to zdjęcia z naszej wycieczki szkolnej.

                                             Asia, ja i Alicja na szczycie Śnieżki:).


                                                       Janek, także na Śnieżce.


                                 A to już zdjęcie z Pragi. Alicja (po lewej) i ja (po prawej).
 

            To są zdjęcia z naszej małej "sesji zdjęciowej". Janek z Norbertem na huśtawce:).




                                 A to jest jeszcze nie pokazana na żadnym zdjęciu Magda.


Pozdrawiam i życzę miłego powrotu do szkoły:).